Spacer internetowy

     z wyprawy na największy masyw górski w Alpach .:.
Start .:. Relacje .:. Refleksje .:. Mój pierwszy półmaraton
Mój pierwszy półmaraton Drukuj Email
Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 
Relacje - Refleksje
Wpisany przez Wojtek   
wtorek, 17 lipca 2012 21:36

Bieg w Pierwszym Półmaratonie w Tarnowie PodgórnymW życiu niektórych wspinaczy przychodzi taki czas, że trzeba zoperować kolano. Nie przeszkadza to we wspinaniu, bo jedna noga wystarczy. Natomiast, gdy trzeba zoperować dwie dłonie…nie ma lipy, trzeba na jakiś czas zająć się czymś innym. Jedyny sport, jaki można uprawiać z przyszłym wykorzystaniem we wspinaniu jest bieganie, w które mocno się wkręciłem. Ponieważ za dwa miesiące moje miasto debiutuje w „półmaratonie” a trzeba zaznaczyć, że w biegach masowych, bieg „Powsinogi” ma 33 letnią tradycję (jeden z najstarszych biegów w Polsce http://www.biegpowsinogi.pl/) Serdecznie zapraszam wszystkich na tę imprezę w niedzielę 16 września. Przed Wami całe 2 miesiące, dla tych, co nie wierzą, że dadzą rady, tutaj są porady http://treningbiegacza.pl/Dla tych co nie mają czasu trenować – moja relacja z półmaratonu, który popełniłem wiosną i dałem rady ;).
Zapraszam i Pozdrawiam

Marcin Taśma Tasiemski

Mój pierwszy półmaraton

Przyszło potwierdzenie mojej rejestracji w Pierwszym Półmaratonie w Tarnowie Podgórnym. Nie było to trudne, wystarczyło kilka razy kliknąć myszką. Ciekawe czy z bieganiem pójdzie równie łatwo ;), ma to być również mój… pierwszy półmaraton.

Kilka dni przed startem nachodzą mnie wątpliwości, czy to ma sens? Jestem wspinaczem z ponad 25 letnim stażem, każdy weekend spędzam w skałach, potrafię jechać 1400 km, bo są tam gdzieś te niepowtarzalne skały, ale jechać 400 km z Beskidów do Wielkopolski żeby sobie pobiegać? Przecież wystarczy wyjść z domu i już…. biegiem gdzie tylko chcesz.

W biurze zawodów odszukuję swoje nazwisko, numer startowy i przynależność klubową – Klub Wysokogórski, inni też należą do klubów, …ale biegaczy. Przyglądam się innym zawodnikom, pomimo upału mają podkolanówki, jakąś elektronikę podoczepianą, markowe buty, wyglądają bardzo profesjonalnie. Ja ze swoim rekreacyjnym bieganiem raz na dwa tygodnie po 7 km z odpoczynkiem w połowie nie rokuję najlepiej.

Huk armaty i fala uderzeniowa ożywia 1000 osobową masę biegającą, która rusza do przodu przez bramę z napisem START. Zaczyna się wielka przygoda. Znajomi mnie przestrzegali, abym nie dał się ponieść fali grupy i biegł swoim tempem, oczywiście daję się ponieść, bo nie mam czegoś takiego jak swoje tempo. Lecimy wszyscy razem, jest fajnie, powoli zaczynam się męczyć, ale trzymam się twardo. Z przerażeniem dostrzegam tabliczkę „2 km”. Tarnowo Podgórne, to najbogatsza gmina w Wielkopolsce, mają też chyba najdłuższe kilometry. Zastanawiam się jak sobie poradzę, skoro to dopiero 2 km a ja już jestem zmęczony, no…ale nie ma to tamto, trzeba lecieć dalej. Przebiegam 4 km nieźle już zmachany, ale punkt regeneracyjny dodaje mi sił. Na 5 km wybiegamy na otwartą przestrzeń i wtedy widać jak daleko trzeba biec żeby zacząć wracać. Pogoda jest wyśmienita, ale na plażowanie, na szczęście Straż Pożarna robi deszcz, który jest zbawienny przy takim wysiłku. Pierwszy raz mijam linię startu, 7 km pokonane…w życiu więcej nie przebiegłem. To jakiś absurd! Mam jeszcze dwie takie pętle zrobić, gdy już ledwie żyję?

Córcia widząc mnie wysyła sms „Ojciec skończył pierwszą pętlę, a Kenijczyk chwilę wcześniej zaczął 3 – ostatnią :o”

TMarcin z medalemuż za linią poczęstunek, kubek wody do picia, kubek na głowę, izotonik do picia, izotonik na głowę, wszystko mi się już miesza. Podobno posiłki w biegu nie są zdrowe, ale nikt się tutaj zdrowiem nie przejmuje, na 100 metrach walają się setki porozrzucanych kubków, wszyscy piją i lecą, lecę i ja. Mijają kolejne kilometry, cały czas ktoś mnie wyprzedza, niektórzy po koleżeńsku powoli, inni sprintem, czasem ktoś biegnie równo ze mną, a jak odpocznie gna dalej do przodu. Mają tutaj baaaaardzo długie kilometry, zaczynam wątpić czy dam radę. Szukam sposobów na oszukanie psychiki, żeby się nie poddać i lecieć dalej. Odwołuję się do najprostszych instynktów i gdy tylko wyprzeda mnie ładna dziewczyna, jak zahipnotyzowany gonię jej pośladki, ale te gazele w mgnieniu oka znikają tuż za zakrętem. Mijam 10 km, czuję się fatalnie, cały organizm się rozpada, boję się, że zemdleję i zwalniam aż wszystko się uspokoi. Przebiegam linię startu drugi raz, nie chce mi się wierzyć, że nadal to robię, 14 km pokonanych biegiem! Mam problemy z precyzją, nie mogę chwycić podawanego jedzenia, biorę tylko wodę i lecę… lecę dalej. Powtarzam sobie szczęśliwy, więcej tutaj dzisiaj nie będę już biegł, to ostatni raz. Lecimy dalej, teraz w towarzystwie pięknej blondynki, ona w środku, my po bokach jak bodyguardzi, jest fajnie. Kolega nas wyprzedza i zostajemy sami, holujemy się wzajemnie, raz ja ją wyprzedzam, raz ona mnie, nie mamy już sił, dużo maszerujemy i znowu biegniemy, wspieramy i mobilizujemy się wzajemnie, byle do przodu, byleby dobiec. Kolejna osoba wyprzedza nas w koszulce „Lwa” z napisem „Pokaż Pazur”, to dodatkowy doping – no pokaż pazur chłopie i gnaj dalej!  Kibice na całej trasie walą w bębny, kołatki, grzechotki, oklaski, … biję im też brawo, za to, że dodawali nam otuchy i zachęcali do walki, to naprawdę uskrzydla i powłócząc nogami podrywam się do biegu i lecę dla mnich te kilkanaście metrów wzmagając aplauz. Widać w ich oczach dumę, radość i podziw, słychać komentarze „popatrz… nie mają już sił a nadal biegną” dzieciaki wyciągają dłoń w geście „przybij piątkę mistrzu” ;). Na trasie powstały społeczne punkty z wodą do picia, polewają nas z węży ogrodowych. Dwa kilometry przed metą stoi kobieta i każdego dopinguje mówiąc, że damy radę, że to już tylko ostatnie 2 km, że nogi same poniosą, żebyśmy tylko wytrzymali, łzy wzruszenia cisną się do oczu. To są sakramencko długie DWA kilometry. Widzę już tablicę „ostatnie 500m” maszeruję długo żeby odpocząć, żeby wbiec na stadion z uśmiechem na twarzy.

Mijając METĘ przypominają mi się słowa speakera, że liczy się tylko pierwsze miejsce, że Sawe będą pamiętać wszyscy. Ja będę pamiętać, że Kenijczyk był szybki jak antylopa i to, że rezygnując tysiąc razy po drodze nie poddałem się i też na mecie dostałem medal. Teraz już wiem, że ten wyjazd miał sens, że ciężka praca organizatorów umożliwiła mi start, a ciężka praca biegaczy pozwoliła ukończyć bieg.

Syćka Wom Piknie Dziękuję ;)


 
Przetłumacz stronę na język angielski Wersja językowa - niemiecka

Licznik odwiedzin

Dzisiaj >231
Wczoraj >957
W tygodniu >2186
W miesiącu >9890
Wszytskie >1760469

Odwiedza nas

Naszą witrynę przegląda teraz 11 gości 

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. To find out more about the cookies we use and how to delete them, see our privacy policy.

I accept cookies from this site.

EU Cookie Directive Module Information