Grossvenediger 3666 m n.p.m. czyli czerwcowe tury lodowcowe |
![]() |
![]() |
Relacje - Skitury | |||
Wpisany przez Agnieszka | |||
wtorek, 15 czerwca 2010 21:00 | |||
Tych kilka kilometrów przebywamy w kilkanaście minut do miejsca, skąd samochód już dalej nie pojedzie. I tu rozpoczyna się właściwa przygoda okraszona litrami potu, zakwasami w mięśniach, nieprawdopodobnymi widokami i niebywałą radością dokonania rzeczy niecodziennej. Okazuje się, ze Mariusz nie zapakował najbardziej niezbędnej rzeczy – aparatu fotograficznego. Dlatego zdjęcia z wyprawy robione są przez Janka kamerą i „bele czym”, czyli naszymi telefonami… Pogoda przepiękna, słońce radośnie przygrzewa. Być może jeszcze dzisiaj Grossvenediger 3666 m n.p.m. będzie nasz. Wkrótce okaże się jednak, że nasz papierowy przewodnik kłamie! Do schroniska miało być 1,5 godziny, ale po kolejnym drogowskazie 1,5 h do… zaczęliśmy wątpić, czy to schronisko tam w ogóle jest. Ostatecznie cel osiągamy po 4 godzinach zasuwania w prawie bezwietrznym skwarze. Jest 13.00, szkoda czasu. Wrzucamy coś na ząb, uzupełniamy płyny zimnym piwem i decydujemy się na mały rekonesans po okolicy. Ostatecznie dochodzimy na wysokość 2.900. Dzisiaj nie będzie mi jeszcze dane przekroczyć magicznej wysokości 3000 mnpm. Słońce znowu dopiekło, musimy uzupełnić płyny w oczekiwaniu na kolację. Trochę o schronisku Kursingerhutte Położone na wysokości 2558 m n.p.m., drewniane, zaskakuje klasą, gdy porówna się je do naszych, polskich odpowiedników. Zauważalny jest brak tak uwielbianych w naszych stronach – turystycznych wotów, pamiątek, połamanych nart i tym podobnych bibelotów. Mimo to wnętrze jest bardzo przytulne i panuje w nim rodzinna atmosfera, choć Austriacy nie należą do wylewnych. Karta dań na kolację obejmuje zupę oraz do wyboru 4 dania główne, w tym jedno dla wegetarian. Nazw tych potraw nawet nie da się przeczytać, ale smakują wyśmienicie. Do tego napoje (do wyboru piwo, wino, napoje bezalkoholowe – ale kto by takie zamawiał) i deser – nie do przejedzenia. Podane na porcelanie i do stołu – a wszystko na 2600 m npm! Najmniej urokliwym miejscem, za to najcieplejszym jest pomieszczenie na szpeje, ze specyficznym zapachem wiekowych skarpet :-)
Docieramy do grani i oczom ukazuje się przepiękna panorama Alp, w oddali Grossglockner. Osiągamy nareszcie wysokość 3000 m npm. Po raz pierwszy jestem na tej wysokości na nogach. Teraz już zaczynam wierzyć, że dam radę. Bardzo strome podejście, ześlizguję się przy nawrocie, zdzieram łokieć próbując się zatrzymać. Nareszcie dochodzimy do chronisku Berndlalm (właściwsze określenie: karczma). Prawdziwie siejska psiejska atmosfera. Kaiser na Dzień Dobry. Gulasz i kotlet Hubertusa wzmacniają mocno nadwątlone siły. Nasz kierowca okazuje się także kelnerem w skórzanych spodenkach, a jego synek to taka mała miniaturka także w skórzanych spodenkach. W tle bawarskie jodłowanie w wykonaniu trojga emerytów. Zmęczenie zamienia się w błogość. Chłopaki spoglądają w majaczące na horyzoncie góry i tylko słyszę: „widzisz ten żleb, ale byłaby jazda…”. Wyprawa z Jankiem i Mariuszem to prawdziwy rarytas, ogromna przyjemność i cała garść unikalnego doświadczenia, którego próżno by szukać w podręcznikach… Zapraszam do skromnej galerii Agnieszka Kilka przydatnych informacji: - punkt wyjścia parking Hopfeld-boden w miejscowości Neukirchen am Grossvenediger - odległość z Bielska-Białej ok. 800 km, czas dojazdu samochodem osobowym ok. 8 h - koszt transportu taksówką z Hopfeld-boden do Oberer-Keesboden: 46 Euro do podziału na uczestników - nocleg w schronisku Kursingerhutte wraz z kolacją i śniadaniem 34 Euro/os dla członków OEAV - brak zasięgu komórek - cena piwa w schronisku 3,5 Euro - czas dotarcia do schroniska z Oberer-Keesboden zimową drogą realnie ok. 4 h - czas dotarcia na szczyt ze schroniska 4,5 h wg przewodników, realnie nieco ponad 5 h.
|