Spacer internetowy

     z wyprawy na największy masyw górski w Alpach .:.

 

Zdobywcy Gór

    zapraszają do panoram .:.
Start .:. Relacje .:. Skitury .:. Tatrzańska impresja skiturowa. Baranie Rogi i Czerwona Ławka.
Tatrzańska impresja skiturowa. Baranie Rogi i Czerwona Ławka. Drukuj Email
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
Relacje - Skitury
środa, 08 kwietnia 2009 22:36
5-6.04.2009 r. Po kilku słonecznych dniach śniegi w Tatrach w miarę się ustabilizowały. Postanowiliśmy z Jankiem odwiedzić naszych południowych sąsiadów. Główny cel: wejście i potem zjazd z Baranich Rogów do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, potem przejście przez Czerwoną Ławkę i może jeszcze coś tam, jeżeli czas i warunki pozwolą. Potem powrót przez Staroleśną do Smokowca.
O godzinie 9 rano jesteśmy w Smokowcu i ruszamy do kolejki na Siodełko. Na miejscu okazuje się, że kolejka jest z przyczyn technicznych „mimo prevazki”, a miało być tak pięknie. Chcąc nie chcąc przypinamy narty do plecaków i leziemy wzdłuż torów owej kolejki przez reszki lasu połamanego ostatnim huraganem, do pierwszego śniegu.
Po drodze wylewamy pierwsze krople potu , upał zaczyna dawać się nam we znaki. Tuż przed Siodełkiem docieramy wreszcie do śniegu. Zakładamy narty  i dalej już jest troszkę łatwiej no i odrobinkę chłodniej. Po drodze spotykamy wielu słowackich skiturowców. Wszyscy na lekko, z małymi plecaczkami, tylko my wyglądamy jak byśmy szli na co najmniej dwutygodniową wyprawę. Sam nie wiem dlaczego te plecaki tak urosły i tyle ważyły. No ale nic to, jak mówią starzy wyjadacze - prawdziwa siła ciężaru się nie boi. Powoli pniemy się w górę, po drodze mijamy schronisko Zamkowskiego, gdzie zatrzymujemy się na krótki popas. Później gdy wychodzimy już ponad las słońce uderza w nas ze zdwojoną siłą. Dziwimy się, jak to możliwe że na początku kwietnia na tej wysokości może być tak ciepło. Odzywa się moje lewe oko, zranione w sobotę podczas prac ogrodowych. Przeszywający ból nie pozwala mi patrzeć, a przecież jest na co, bo pogoda piękna. Z opresji ratuje mnie Janek aplikując mi maść, a później krople na zapalenie spojówek. Janek jeszcze raz dzięki. Uratowałeś mi życie. No ale do rzeczy: około 13-ej zlani potem docieramy do Terinki. Teraz stajemy przed problemem - trzeba zwalczyć chęć pozostania w schronie i raczenia się zimnym, złocistym płynem. Z walki tej wychodzimy zwycięsko. Po przepakowaniu plecaków, już na lekko ruszamy w stronę Baraniej Przełęczy (2389m n.p.m.), którą osiągamy po około 45 minutach. Tam zostawiamy trójkę słowackich narciarzy i dalej już tylko we dwóch wspinamy się z nartami przy plecakach na szczyt Baranich Rogów (2526m n.p.m.). Po drodze oceniamy warunki śniegowe do zjazdu. Powinno być dobrze! Napieramy! Na szczycie posilamy się i robimy  małą sesję fotograficzną, tudzież filmową, ale myślami jesteśmy już przy czekającym nas zjeździe. Wreszcie zapinamy narty i ruszamy w dół. Najpierw niezbyt stromo, ale za to przy nie małej ekspozycji trawersując szczytowe pole śnieżne. Potem do stromego na około 50º żlebu i już jesteśmy na przełęczy, dalej to już wczasy – przyjemny zjazd do Terinki. Zadowoleni z siebie wchodzimy do schronu, gdzie czeka na nas zimne piwo. Należy nam się. Szkoda tylko, że trzeba za nie słono płacić w Euro. Wieczór spędzamy w towarzystwie naszych rodaków, dwóch wspinaczy ze Śląska. Czas mija szybko na miłej rozmowie. Spoglądam przez okno, nocny widok z Terinki zawsze robi na mnie wrażenie, jest jakby oglądany z samolotu.
Rano znowu budzi nas słońce. Wychodzimy w kierunku Czerwonej Ławki. Jest jeszcze cieplej niż wczoraj, Znowu zalewa nas pot, tym razem już od samego rana. Podchodząc Lodową Dolinką zerkamy w kierunku Małego Lodowego Szczytu. To będzie ten dodatkowy cel na dziś. Dochodzimy do żlebu mającego wyprowadzić nas na Czerwoną Ławkę (2352m n.p.m.) Zapinamy raki i wchodzimy na górę. Gdy już jesteśmy na  przełęczy na niebie zaczyna pojawiać się coraz więcej chmur, a temperatura ciągle rośnie. Mierzymy ją w litrach wylanego potu. Patrzymy na te zbierające się chmury, próbujemy ocenić pod kątem zjazdu przesączony wodą firn. Zapada decyzja - idziemy na szczyt, ale bez nart. Dechy pozostawiamy na przełęczy, a sami  wchodzimy na szczyt Małego Lodowego (2462m n.p.m.) Warto było, pogoda dotrwała, a widoki są naprawdę wspaniałe. Na szczycie spędzamy całe pół godziny podziwiając otaczające nas wspaniałości. Tymczasem z dołu, od Spiszu podchodzą ciemne, niskie chmury. Spiesznie schodzimy na przełęcz. Tam zapinamy narty i ruszamy prosto pod te chmury zjeżdżając na lewo do Staroleśnej, Strzeleckie Pola zostawiając po prawe ręce. Aura łaskawie pozwoliła nam zjechać do miejsca gdzie kończy się śnieg. Deszcz zmoczył nas na samej końcówce przy dojściu do samochodu.
Zrobiłem całe mnóstwo zdjęć. Zapraszam do obejrzenia niektórych z nich. Nie oddają one jednak tego klimatu. Trzeba było tam być i tego wszystkiego posmakować. Dziękuję Janek.

Pozdrawiam i zapraszam na planowany poświąteczny wyjazd skiturowy do Piątki.
Mario

 
Przetłumacz stronę na język angielski Wersja językowa - niemiecka

Licznik odwiedzin

Dzisiaj >175
Wczoraj >621
W tygodniu >3028
W miesiącu >19173
Wszytskie >1748496

Odwiedza nas

Naszą witrynę przegląda teraz 9 gości 

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. To find out more about the cookies we use and how to delete them, see our privacy policy.

I accept cookies from this site.

EU Cookie Directive Module Information