Relacja z wyprawy na Elbrus fundacji "Poza Horyzonty" |
Info - Z sieci | |||
środa, 29 lipca 2009 10:25 | |||
„Szykujemy się do ataku!” Jasiek Mela i jego ekipa zwiększają tempo. Są na trasie od 6.00 Fot. Marek Żuber O 6.00 wszyscy byli już na trasie. Pięć osób – w tym Jasiek Mela i Piotrek Pogon – rozpoczęli podchodzenie na nartach skitourowych. Przed południem cała ósemka dotarła do kolejnej bazy – Priut 11, na wysokości 4150 m n.p.m. Baza Priut 11 to kolejne niesamowite miejsce na stokach Elbrusa. Kiedyś działało tam schronisko, obecnie zostały tylko ruiny, w których ekipy wyprawowe rozbijają obozy. Baza Priut 11 spłonęła w 1998 r., gdy jeden z turystów, prawdopodobnie próbując zagasić piec, wlał doń zamiast wodę – paliwo.
Jak dotąd schroniska nie odbudowano, a szkoda, gdyż był to jeden z najwyżej położonych tego typu obiektów na świecie. Nasza ekipa rozbiła już obóz w Priucie. Według prognoz meteo dobra pogoda ma się utrzymać jeszcze tylko jeden dzień. Pojutrze pogoda załamie się na kilka dni. Nie ma na co czekać! O 2.00 w nocy ekipa rozpocznie podejście do Skał Pastuchowa (4700 m n.p.m.), a następnie atak szczytowy na Elbrus (5642 m n.p.m.). Zabierają cały „ciężki sprzęt”: narty, uprzęże, liny, raki, czekany... W końcu ostatni etap wspinaczki na Elbrus, to marsz przez lodowiec. Pierwotnie pokonanie tego odcinka miało być rozłożone na dwa dni. Niestety w obecnej sytuacji pogodowej trzeba przyspieszyć. Naszych podróżników czeka ciężka walka z wysokością i zmęczeniem.
„Siedzimy w Beczkach!” Paweł Ząbek cieszy się, że udało się dotrzeć do "Beczek", bo 28 lipca pogoda nie rozpieszczała uczestników wyprawy Pierwszy dzień wspinaczki na Elbrus za nami! Ekipa dotarła do drugiej stacji (3750 m n.p.m.), do tzw. „Beczek” (nazwa wzięła się od beczek po paliwie rakietowym, które obecnie służą za schron dla turystów!). Pogoda od rana była fatalna. Mgła ograniczająca widoczność do minimum i deszcz – a właściwie ściana wody! Na kilka godzin wstrzymano kursy kolei linowej. W końcu deszcz nieco zelżał i wyruszyli koleją linową z dolnej stacji Azau (2300 m n.p.m.), przez stację Krugozor do stacji Mir (3700 m n.p.m.). Ostatnim etapem dzisiejszego dnia był marsz do „Beczek”. W trakcie marszu pogoda nadal nie sprzyjała – na zmianę deszcz i zadymka śnieżka. Dopiero pod wieczór, zupełnie niespodziewanie wypogodziło się. Kaukaz w końcu się pokazał! Teraz czas na odpoczynek i suszenie ubrań. Jutro – jeśli pogoda pozwoli – podejście aklimatyzacyjne do obozu Priut 11. Czeget, czyli aklimatyzacja Marcin Dudek prowadzi Łukasza Żelechowskiego Fot. Marek Żuber Aklimatyzacja to jeden z najważniejszych elementów wypraw wysokogórskich. Wraz ze wzrostem wysokości w górach (już od 2500-3000 m n.p.m.) spada poziom natlenienia powietrza. Nieprzyzwyczajony do takich warunków organizm ludzki zaczyna się wówczas buntować. Ów bunt znany jest pod nazwą choroby wysokościowej, która objawia się m.in. poprzez wzrost ciśnienia i tętna oraz ból głowy. W dalszym stadium może prowadzić do utraty przytomności, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci. Dlatego, aby uniknąć takiej reakcji organizmu każda ekipa wyprawowa rezerwuje sobie czas na aklimatyzację, czyli stopniowe przyzwyczajanie organizmu do wysokości. W przypadku góry Elbrus, najczęściej wybieranym wyjściem aklimatyzacyjnym jest wejście właśnie na Czeget, z którego zresztą – jeśli tylko pozwoli na to pogoda – jest świetny widok na Elbrus. Tereskol i ośnieżone szczyty Kaukazu Wylot z Warszawy do Rosji
Polecieli do Moskwy, bym tam przesiąść się na rosyjskie krajowe linie lotnicze i o godz. 19.00 wylądować w Mineralnych Wodach. To ponad 70-tysięczne miasto znajduje się już na przedgórzu Wielkiego Kaukazu, czyli Elbrus coraz bliżej... źródło: http://www.goscniedzielny.wiara.pl/
|